Zapraszam do kolejnego
wpisu, tym razem HELSKIE IMPRESJE – a w nim o wakacyjnej pokusie na słodycze,
fizyce kwantowej i punktach stycznych i rozłącznych flirtu. Odrzucimy niezdrowe skrajności i poznamy skarby leżące na dzikiej
plaży.
Zapraszam na wakacyjną nawigację po Życiu w Rozkwicie w trójkącie
nadmorskim: Hel - Jurata - Jastarnia
IMPRESJE HELSKIE
Miasteczko Hel lipcowo-sierpniowe wypełnia się tłumnie rodzinami,
rowerzystami, metalowymi budkami i stoiskami z chińskimi podróbkami oraz
czekoladą z Niemiec. Powstaje strefa taniego ciucha, garmażerka piwna i rybna
rozkwita a Fokarium i dom Morświna witają w swych progach tłumy turystów, nie
wiem tylko co na to same foki (www.fokarium.com).
Rozrywkę, sztukę i oddech historii zapewnia lipcowy teatr letni Olgierda
Łukaszewicza, koncerty symfoniczne w kościele (http://hel.naszemiasto.pl/imprezy/)
czy sierpniowa rekonstrukcja wydarzeń z lądowania aliantów na plaży Omaha http://www.ddayhel.pl/. Ta atrakcja jeszcze
przed nami, a w tym roku zapowiada się hucznie w 70 rocznicę D Day 1944. Impreza
odbędzie się w dniach 12-24 sierpnia na plażach Helu.
Hel wakacyjny cieszy oko barwami kolorowych sukienek pań na
wiejsko-miejskim deptaku portowym i przy ul. Wiejskiej czy figlarnością ciał i strojów
kąpielowych na plaży. Sprawne oko wypatrzy również wielokorowych nudystów
porozrzucanych i poukrywanych na coraz to odleglejszych plażach, gdzieś między
Helem a graniczącą z nim Juratą. Im bliżej kurortów tym ich mniej. A dalej za
Juratą ich już nie ma całkowicie… bo stamtąd to już przysłowiowy rzut paroma
dziarskimi krokami po plaży i wita cię Jastarnia!
Hel wrześniowy dopiero przed nami. Podobno pustoszeje,
powoli żegna turystów, zapada się w swoje jesienno-zimowe klimaty i przesycone
szarością barwy. Kwitnie za to barwne życie lokalne ławeczkowo-domowo-barowe. Siła
nawyku. Działają niezmiennie młodzi, miejscowi pasjonaci Helu Stowarzyszenie
Alternatywny Cypel (http://alternatywnycypel.blox.pl/html),
bazy nurkowe, wykruszają się miejsca rozrywki czy gastronomii. Na straży
wszelkiego odwiecznego porządku pozostaje przyroda czyli matka- natura. Stoi w miejscu
przez cały czas i nigdzie się nie rusza, przywdziewając jedynie odmienne szaty,
dla urozmaicenia. Zaprasza tych spragnionych spokoju i ciszy, szumu sosen w
pasie nadbrzeżnym, melodii fal, szeptów wiatru czy śpiewu licznej ptasiej
rodziny awanturującej się o rybę patroszoną na kutrze wracającym do portu.
Zniknie harmider, uliczne metalowe kramy dostaną szczękościsku na mocną
metalową kłódkę a pobudowane drewniane tawerny i smażalnie rozebrane. Nastanie
mały ruch życia i energii, taki jaki towarzyszył mi w ostatnich dniach maja gdy
zawitałam do Helu na dłużej.
ŚCIEŻKA NR 66 (ROUTE
NR 66)
Hel majowy różni się bardzo od helu lipcowo-sierpniowego, a
te dwa z kolei od helu post urlopowego czyli wrześniowego. Hel majowy pokazuje
swe inne, niż letnie oblicze. Twarze i ciała miejscowych zmęczonych pracą lub
życiem szukają odpoczynku w cieniu lub w alkoholu na ławeczce w lesie. Spotykałam ich często przy ścieżce na plażę nr
66 w Helu, przy ul. Leśnej. Tu stoją ławki a więc i wygoda, wygoda-przygoda na
literę ‘A’.
Alkoholizm czyli inaczej stała nieprzytomność – z braku
innych zajęć, monotonii, czegokolwiek. Ale można spojrzeć inaczej. Takie ławeczkowanie
to po prostu długie trwanie w tu i teraz, które tak nielicznym jest dostępne. Czy
o takim zanurzeniu w chwili, obecności w życiu mówi Eckhart Tolle (autor książek
i nie tylko z rozwoju osobistego-duchowości. mówi o życiu tu i teraz. O docenianiu chwili obecnej)?
NIE. Ta nieprzytomność na ‘A’ odbiera odczuwanie sensu i
celu życia stąd to ‘tu i teraz’ nie ma nic wspólnego z tym doświadczanym przez
ciebie gdy wpatrujesz się w ciszy własnego wnętrza i oddechu w uderzające z
hukiem fale. I mimo pozornej sprzeczności, zachowujesz spokój. Łomot fal nie
wytrąca z równowagi, nie wprowadza rozdrażnienia ale być może ukoi, uśpi,
nasyci. Odgłos natury. To inny odgłos niż brzdęk szkła wrzuconego do metalowego
kosza na ścieżce nr 66.
Jednak ta dróżka jest magiczna. Jej magia ma własny polski,
nie amerykański urok słynnej Route 66 (tzw. Droga-matka otwarta w 1926 łącząca
Chicago z Los Angeles). Helska ścieżka 66 łączy Hel z morzem. Ludzi morza, których
tam spotykam cechuje otwartość, bezpośredniość i komunikatywność. Panowie morza
z ławeczki ‘A’ obdarzają mnie swym uśmiechem i komplementami. Nie proszą o nic,
delektują się wygodą i byciem w tu i teraz na swój helski sposób. I nie są
anonimowi, jeden z nich okazuje się być moim sąsiadem, inny kierowcą busa kursującego
do Gdyni.
Magia tej leśnej dróżki polega na mającej miejsce na niej
spotkaniach. Śmieję się w duchu gdy pewnego poranka moje wysiłki wzmocnienie
swojej kondycji zostają przewrotnie docenione przez pana typu kulturysta z psem
typu bulterier. Widząc lub słysząc mój stan i oddech, pan obdarowuje mnie
autentycznym, poniższym tekstem:
- co tak słabo!?
- bo dopiero zaczynam – odpowiedź wychodzi z moich płuc wraz
z powietrzem.
Krzycha spotykam parę dni później gdy biegam o poranku, tym
razem po plaży. Przedstawia się, widzę, że chce porozmawiać choć nie jestem w
stanie udzielić zrozumiałych odpowiedzi, próbujemy komunikacji.
- stąd jesteś?- pyta Krzychu
- tak jakby, na jakiś czas tu – odpowiadam
- To znaczy, mieszkasz tu? - dopytuje
- teraz tak, ale jestem ze świata – mówię
- a gdzie to?
- świat, kula ziemska, mieszkam tam gdzie akurat mieszkam,
tam mój dom.
- aha.
Pobiegłam dalej. Krzycha potem widziałam często na rowerze
lub pijanego ale prawie za każdym razem się przywitał.
Innym razem na ścieżce nr 66 spotkałam panią, kopiącą
ślimaki po deszczu. Te wylegające na kostkę Bauma są długie, czarne, mokre i
często bez muszelki, takie 5cm ślimaczki – kiełbaski.
- kopię te ślimaczki nogą z chodnika by ich nie rozjechali,
one tak krótko żyją, to niech sobie pożyją – poinformowała mnie pani od
ślimaczków.
- a moja sunia robi to samo nosem, tak jest wytrenowana-
dodaje.
Mijam panią z uznaniem, i następnego dnia sama przenoszę w
liściu parę ślimaków na trawę. Potem
nastaje upał i już nie wychodzą z narażeniem życia na chodnik. Zostaję ratownikiem
wodnym i podczas spacerów brzegiem morza wynoszę przytopione owady na suchy
ląd. Dopinguję jednocześnie tym latającym, z mokrymi skrzydłami, że dadzą radę –
i faktycznie bąk, po dosuszeniu odlatuje a ja się raduję. Wiara w drugą istotę,
czyni cuda!
O ŻYCIU SMAKOWANIU – ROZKOSZE
PODNIEBIENIA A FIZYKA KWANTOWA i DNA
Uzależnienie to ciekawy temat. Powoduje, że człowiek zależy
od kogoś lub czegoś. Ja na przykład, od czasu do czasu, zależę od gorzkiej
czekolady czy ciasta daquis (czyt. dakłaz) – bezy z kremem mascarpone o smaku
orzechowo-daktylowym. Rarytas ten odkryłam w restauracji Weranda w Jastarni,
skąd dowożony jest z cukierni Sowy. Bardzo podobne i smaczne ciasto bezowe
można dostać także w stojącej obok domowej cukierence. Odkrycie to
spowodowało, że byłam w stanie przejechać
rowerem lub przejść pieszo paręnaście kilometrów z Helu do Jastarni z chęci na tę
słodycz. Pokusie tej oddam się również niedługo gdy wrócę na Hel wrześniowy.
Nie zważam czy wg najnowszych dietetycznych trendów lub
starożytnych skryptów wiedzy to mi służy czy nie. Jak mam ochotę znaczy się, że
służy i takim się staje –wartościowym budulcem - dla mojego ciała z każdym kęsem. Bo kęs to
przyjemność w działaniu i smakowaniu. Dobrych rzeczy smakowanie daje
zadowolenie, a to wzbudza emocje przyjemności, która rozpływa się w ciele. I
tak zdarza się że, czasem zbudowana jestem z cukru! A potem pedałuję z powrotem
ile sił w nogach lub wracam dziką plażą szybkim spacerem w ponad trzy godzinnym
marszem na Hel.
EMOCJA A FIZYKA KWANTOWA. Pozwolę sobie tę słodycz ugryźć od
strony naukowej, na szybko. Badacze od fizyki kwantowej udowodnili, emocja jest
tym językiem którym komunikujemy się z wszechświatem i poprzez odczuwaną emocję
wpływamy na swoje DNA. Nie jest tak, jak myślano kiedyś, że mamy jedno nam dane
DNA, ze wszystkimi jego uwarunkowaniami genetycznymi, historiami przodków i nie
możemy nic z tym zrobić. Już nie możemy powiedzieć ‘ taki jestem i się nie
zmienię’ – bo zmiana jest nie tylko możliwa ale często wskazana gdy oznacza
rozwój i rozkwit.
Odczuwane emocje rzeźbią nasze DNA. Przyjemna emocja, którą
odczuwamy jako radość, miłość, zachwyt nad życiem, kwiatkiem, zachodem słońca
czy wschodem księżyca, inna żyjącą istotą transformuje twoje DNA ku życiu,
wtedy rozkwitamy. I tym emanujemy wokół, jak magnez przyciągamy podobnych
ludzi, którzy odczuwają podobnie. A gdy emocja jest tzw ‘ciemna’, czujemy się z nią niewygodnie, smutno, źle. Łatwo tedy
zapaść się w nią i pogrążyć a to nie służy wzrostowi i rozkwitowi do życia,
wręcz przeciwnie, odbiera ci je. Najlepiej, znaleźć swój unikalny sposób by jak najszybciej wynurzać się z emocji ciemnej
na światło.
Bo chodzi o Życie w Rozkwicie!
A wracając jeszcze do letniej słodyczy. Przestrzegam przed
dalszym czytaniem tego tekstu bo będzie o kolejnym słodkim narkotyku. Ostatnio odkryłam,
że można się również uzależnić od lodów czekoladowo-pistacjowych w cukierni
Bliklego. Aż się sobie dziwię, że firma ta istnieje od tylu lat a gęstość ich
smaku czekoladowego przesyconego gorzkim kakao oraz subtelność aromatu
prażonych pistacji dopiero teraz zauważyłam. Chylę czoła wszelkim odkrywcom,
którzy mnie w tym wyprzedzili. Jesteście słodcy! – zapewne dosłownie i w
przenośni.
NA WAKACJE I NA ŻYCIE
– BEZ SKRAJNOŚCI I ORTODOKSJI!
Pielęgnujmy swoje drobne uzależnienia w przytomny, świadomy
sposób tj bez krzywdzenia siebie i innych. Alkoholizm akurat wpływa na innych,
szkodzi im i otoczeniu. Stonowany pociąg do słodyczy nie rozbija rodzin, nie
zanieczyszcza uszu przekleństwami. Wszystko jest dobre w rozsądnych
proporcjach. Rozsądnych czyli zgodnych z własną mądrością, która wie, że
sięgając od czasu do czasu po dany smakołyk, to da ci zadowolenie i
przyjemność. Czy coś ci służy czy nie, poznasz na dwojaki sposób: przed sięgnięciem
po dany produkt (głos intuicji – ręka albo po to sięgnie lub wróci do ciebie)
lub po jego zjedzeniu – odczuwany stan lekkości ciała, ducha i umysłu.
Jeżeli poczujesz się przemęczona/y – nie tędy droga. Ma być
uczucie lekkości, przypływu energii życiowej, przyjemnie i w odczuwaniu
zadowolenia. Życie jest przyjemnością – jeżeli je takim widzisz to wtedy
czytanie książki jest przyjemnością, bieganie jest przyjemnością, odbiór dzieci
ze szkoły jest przyjemnością, wykonanie pracy jest przyjemnością – po prostu
Życie w Rozkwicie!
Jeżeli natomiast, mamy na coś ochotę, lecz tego sobie
odmawiamy w myśl jakiejkolwiek zasłyszanej z zewnątrz ‘naukowej’ zasady czy
wpojonej nam normy (i w nią uwierzyliśmy), robimy sobie tylko źle. Podjadając w
ukryciu, działamy przeciwko sobie.
Miejmy więc siłę i odwagę stanąć za swoją chęcią na
wakacyjnego gofra, loda czy ciacho bezowe i z dumnie wyprostowaną klatką oraz
uniesioną głową, odliczyć walutę, ruszyć po zakup i ze smakiem, wdychający
‘aaaahhhy’ i wydychając ‘ eeehhyyy i hhhhhmmmyyy” rozkoszować się tym smakiem
na oczach tych co patrzą. A jak patrzą znaczy się, że tego też potrzebują,
chcą, pragną. Dajmy im popatrzeć i współodczuwać przyjemność. Najprostsze dzielenie
się poprzez współodczuwanie. Może ich, swoim przekładem, przekonasz do
odrzucenia własnej ortodoksji, gorsetu napięcia i wystrzelenia jak rakieta po
swoją przyjemność i wakacyjną rozkosz do najbliższej budki ze słodyczą!
Cokolwiek zrobią lub nie, gwarantuję, że nabiorą smaka! Na loda, gorfa, daquis
lub na życie J
POKUSY LETNIEGO
FLIRTU – SZEPTY WIATRU
Wakacyjny Hel, Jastarnia, Jurata – wszędzie ruch, czasem
bezduch gdy parno i żar leje się z nieba, gęstość ciał na chodniku, śmiech
dzieci, szczekanie psów, zapach gofrów, kręcenie lodów, pląsy panienek i dąsy
dzieci próbujących szantażem zmobilizować rodzica do zakupu kolejnej zabawki
czy słodkości. Człowiek przy człowieku, oko wpatrzone w inne oko, uśmiech
odwzajemniony bądź nie.
Wszelkie emocje mają tu swoje bujne życie i owocują jak
dorodna jabłonka w różne kształty, kolory i formy wyrazu. Rozemocjonowanie wszechobecne
szczególnie jest obecne w godzinach poranno – wieczornych tuż przed wyjściem na
wymarzoną plażę lub wymarzoną kolację, randkę czy flirt pod rozgwieżdżonym
niebem. I nic w tym dziwnego bo jedna z mądrości helskich męskim głosem,
pewnego majowego dnia, do mnie przemówiła: - między flirtem a pójściem do łóżka nie ma
punktów stycznych
Wsłuchaj się więc w wiatr, on niesie dobrą nowinę. Duch uwodzenia
i flirtu w rozluźnionym wakacyjnie narodzie trwa! Ta prawda wiatrem unoszona w
przestworza wędruje po całej gorącej
linii brzegowej od Helu po Świnoujście szumiąc do ucha tym co chcą punktów
stycznych, uciekając od tych co wolą rozłączne zapewniając wszystkim dużo
radości, uciechy i wakacyjnej
przyjemności. Więc czasem gdy zawieje ci w uszy wiatr, wsłuchaj się w jego morskie opowieści i daj się ponieść jego historiom bo on zna ich wiele…. Zaszumi ci w
głowie gdy będzie snuł o magii, braku przypadkowości, nieprzewidywalności więc niezwykłych
spotkaniach wakacyjnych z sobą, z drugim człowiekiem i naturą.
Może opowie o uczuciu zadowolenia i błogości z prostego siedzenia - bycia w
knajpce portowej w towarzystwie zachodzącego słońca, krzyku ptactwa, dźwięku
wietrznych dzwoneczków i ulotnych bo przerywanych spotkaniach z jej błękitnookim
właścicielem.
Może opowie o barmanie na plaży cytującym Anthony De Mello (książka „Przebudzenie”) i rozmowach o kosmologii, filozofii życia, tym co świadome i ukryte.
Może opowie o rozmowach o życiu i nieżyciu z byłym żołnierzem Formozy (specjalna jednostka wojskowa w Gdyni) w tle rozbrzmiewających jazzowych dźwięków w helskiej restauracji.
Może opowie o nocnym ‘przypadkowym’ spotkaniu w porcie, gdy wypatrując gwiazd na niebie, przyciąga się wzrokiem załogę radosnego jachtu Gdyni, jedynego wpływającego do portu o zmroku i spotyka się mężczyznę morza i lądu.
Może
opowie o zapachu róż kwitnących na wydmach, gdy na ognisku dopieka się flądra a
domowej produkcji butelka wina z dzikiej róży smakuje wyśmienicie w dobrym
towarzystwie.
Może opowie o wieczornych pluskach syren w basenie bazy nurkowej w porcie rybackim i uśmiechach rybaków, rozładowujących przy zachodzie słońca trawlera.
Może opowie o ‘przypadkowych’ spotkaniach na dzikiej plaży z parą fotografów, wykonaną serią zdjęć o helskich żywiołach i dobrym wspólnym czasie.
Może opowie o pomysłowej sesji fotograficznej młodego helskiego fotografa i wspólnym utrwalaniu helskich żywiołów? (https://www.facebook.com/DampcDariuszFoto?ref=ts&fref=ts)
A może opowie o tysiącach innych
spotkań wydarzających się w porcie, na plaży, w barze, z innymi lub ze sobą w
każdej sekundzie nadmorskiej wakacyjnej, temperamentnej chwili.
Warto być otwartym i uważnym ale pozostając przytomnym. Niech
te spotkania się wydarzają, niech objawia się co ma się pokazać, bez oceniania,
bez osądzania, bez planowania. Gdy się planuje to się krzyżuje. Najfajniejsze przychodzi,
gdy się odpuści. Zachowaj jednak przytomność, tą mądrość własną, intuicję do
wyboru, czemu mówisz Tak, a czemu Nie. Te spotkania mogą dłużej lub krócej
trwać, wbrew logice i rozsądkowi, na które czasem miejsca brak gdy słońce
rozgrzewa serce. A gdy trwać przestają, to nic innego jak czas rozejścia się
dróg bo dla kogoś nadszedł już czas na inne spotkanie.
JURATA
Wydarza się tam zapewne to samo lub podobne co w Helu i
Jastarni ale często w wersji droższej, bardziej luksusowo bo … hotel Bryza i
klientela inna, zamożniejsza. Nie znaczy, że lepsza czy gorsza, po prostu inna.
Przydrożne sklepiki z wszelkim asortymentem oferują ubrania podobno światowych
marek, jedzenie w wersji tajskiej (nie znalazłam takowego w Jastarni ani na
Helu) czy produkty spożywcze o smakach innych niż tradycyjne polskie. Znajdzie
się nawet litr wody z kokosa w cenie 25zł, gorąco rekomendowany przez panią w
sklepie z odzieżą, której cera zdecydowanie się nawilżyła i odżywiła na kokosowych
mikroelementach. Mnie jednak cena odstraszyła, a że kokosem opiłam się w
nadmiarze niedawno w Indonezji, odmówiłam tej pokusie. Gdziekolwiek jestem
wybieram za każdym razem ulubiony napój, wodę z wciśniętą świeżą cytryną. Gdy
dodasz cukier i miętę masz miętoniadę, gdy miętę zastąpisz bazylią, powstaje
bazyliada lub bazylianiada brzmiące równie egzotycznie i prawie tropikalnie co
orzeźwiające mohito. Molo w Juracie (http://jurata.webcamera.pl/)
oraz galeria sztuki (http://galeriajurata.pl/)
są też ciekawą atrakcją tego miejsca. Zwłaszcza ta ostatnia dla lubiących
popatrzeć na ładne i różnorodne dzieła.
PLAŻA - PIESZO Z HELU DO JASTARNI
Juratę i Jastarnię odkrywałam, przy okazji, swoich wypraw,
pieszych plażą lub rowerowych po ścieżce rowerowej wzdłuż jezdni. Start i
powrót był zawsze z/do Helu, uznawanego za początek lub koniec Polski. Plaża
najdziksza czyli odkrywająca swe naturalne piękno jest przed i po sezonie.
Odległość między Helem a Jastarnią wynosi 15km. Pieszo możesz przejść ten
odcinek w 3- 3,5 godziny. Warto dać sobie ten przepiękny czas, warto zostawić
kijki nordic walking w domu, zmyć makijaż, ubrać się w luźny naturalny strój,
wziąć dużo wody z cytryną (plus mięta lub bazylia lub natka pietruszki wg
najnowszego pomysłu), plecaczek. Warto zdjąć klapki i czuć przyjemnie piasek i
wodę. Poczujesz zadowolenie – gwarantuję!
Idąc z Helu, po drodze mija się różne skarby takie jak
Szweda (potocznie) czyli starą, rdzewiejącą latarnię morską z 1936r- obecnie
pozostała zniszczona i niezabezpieczona wieża. Wejście na własne ryzyko. Gdy
brak lęku wysokości, w środku jest stabilna metalowa drabina a widok wart
zachodu choć ja weszłam tylko do połowy. Ogromny wicher i wysokość zniechęciły
mnie do dalszej wspinaczki.
Przy odrobienie szczęścia można też zobaczyć foki na
wolności. Szukaj w wodach pojawiających się czarnych kropek (głowy fok), które
po zanurzeniu pod wodę tworzą białą falę. Wpatrywałam się w to zjawisko
próbując dociec co to jest aż doszło do mnie, że właśnie widzę z 200m swoje
pierwsze na wolności foki – naliczyłam ich w sumie osiem sztuk, płynących w
jednej linii.
Gdyby mnie zauważyły być może odmachałyby tak jak ta na zdjęciu.
Idąc plażą mijasz również liczne zgromadzenia ptactwa.
Siedzą w kupie i trajkoczą po swojemu gdy w oddali przepływa łódź podwodna
(wybacz słabą jakość zdjęcia).
A kilometr dalej napotkasz taki oto skarb historii, nadgryziony
zębem czasu i słonej wody. Aż dziw bierze, że nie wpadł jeszcze w ręce
złomiarzy.
Warto zatrzymać się od czasu do czasu, położyć się na
rozgrzanym piachu, bez odzieży, jeśli chcesz. Zapatrzeć się w morze, trwać i
być i czerpać z tego przyjemność.
Przesiać piasek między palcami, narysować na
nim swoje inicjały, cokolwiek. Wskoczyć do wody i pluskać się w niej jak
dziecko, jakby nikt nie patrzył. Wypatrzeć bursztyn czy kamień, który
przyciągnie cię najbardziej a może ptasie pióro zrzucone ci z nieba, niby
przypadkiem’ pod nogi. Poczuć wszystkie helskie żywioły na sobie, w sobie, być
z nimi dla nich i dla siebie – nasycać się by wrócić do swego świata
odżywioną/ym wodą, powietrzem, ogniem, ziemią i eterem.
Plaża może być również chwilą zadumy nad życiem innych gdy
znajdziesz na niej wyrzucony przez morze wieniec pogrzebowy – chwała i cześć
poległym na morzu. Najprawdopodobniej pamiątka z Dnia Morza.
Może być też inspiracją do refleksji nad innym życiem w kosmosie gdy natrafisz na kineskop tak ciekawie ustawiony na odbiór informacji z przestrzeni pozaziemskiej.
Został jeszcze miesiąc wakacji. Życzę Ci byś znalazł/a swoje
własne miejsce na plaży.
Doświadczy/a przyjemności i zadowolenia i Życia w
Rozkwicie! Hel – Jurata – Jastarnia tłoczne czy opustoszałe zaoferują wszystko
czego potrzebujesz gdy otworzysz się na ich dary, bez planowania i oceniania, zaufasz
sobie i przytomnie dokonasz wyboru!i byś rozkwitał/a do życia wbrew wszystkiemu co chce cię w tym ograniczyć - tak jak ta paproć, która swój pęd ku życiu realizuje w wylocie z bunkra :-)
Joanna